2. Bliska Krew
Skrzypienie schodów towarzyszyło nam, podczas wchodzenia na górę. Może wtargnęliśmy na czyjeś terytorium i teraz ten ktoś będzie się bronić? Tak czy inaczej mieliśmy broń w gotowości.
Kiedy dotarliśmy na szczyt, naszym oczom ukazały się drzwi po obu stronach. Te po prawej były lekko uchylone. Znikąd nie dochodził choćby najcichszy szmer. Było to niepokojące, ponieważ mogła to być pułapka. Ruchem głowy wskazałem Krzyśkowi kierunek, skąd wcześniej mógł wydobywać się hałas. Najwidoczniej oboje byliśmy tego samego zdania, bo pokazał mi ten sam gest.
Stanęliśmy na wprost od wejścia, gdy poczuliśmy niesamowity smród. Świadczyć to mogło tylko o tym, że ktoś jest w środku i na pewno nie był to ktoś żywy. Po niedawnej ucieczce przed całą hordą trupów, miałem ich serdecznie dość, lecz trzeba to obyło sprawdzić, byśmy mogli się czuć bezpieczniej.
Serce biło mi coraz mocniej. Kto, lub co mogło tam być? Nie było czasu na dyskusje, trzeba było działać. Chwytając za klamkę próbowałem otworzyć drzwi, redukując dźwięk do absolutnego minimum. Krzysiek cały czas stał z przygotowaną bronią do wystrzału. Nagle coś z dużą siłą uderzyło w drzwi, odpychając mnie do tyłu. Nie zdążyłem zarejestrować co to dokładnie było. Ocknąłem się i zobaczyłem, że nieznany stwór trzyma Krzyśka. Co to kurwa jest!? Nie jest to ani człowiek ani zombie. Nie czas na wpisywanie nowo odkrytego gatunku do listy zagrożeń, tylko trzeba pomóc towarzyszowi. Bez wahania podniosłem broń i wycelowałem w to “coś”. Wystarczyło pociągnąć za spust, lecz nic się nie stało. Stałem jak wryty, patrząc jak bestia dobiera się do Krzyśka. Właśnie teraz po całym moim ciele przeszedł dreszcz, powodujący paraliż każdego mięśnia. Czułem się jak manekin na tandetnej sklepowej wystawie. Z całych sił próbowałem zwalczyć blokadę. Każda próba zakończyła się niepowodzeniem. Mogłem tylko obserwować rozwój wydarzeń.
– Pomóż mi! Rozjeb mu łeb!
Słowa Krzyśka, docierały do mnie jak przez mgłę.
– Strzelaj kurw…
W jednej chwili moja dusza odłączyła się od ciała. Cały czas śledziłem całe zajście, lecz nie z miejsca, w którym przed chwilą byłem. Stałem się duchem, niemogącym wpłynąć na rozwój sytuacji. Dopiero gdy krew trysnęła na szybę, wróciłem na ziemię. Otworzyłem oczy i od razu wypaliłem w stwora, który kierował się w moją stronę. Kula przeszyła jego głowę i całe wnętrze czaszki, znalazło się na ścianie. Niestety było już za późno, by ta kula uratowała Krzyśka przed zagrożeniem. Jego ciało osunęło się bezwładnie na ziemię. Człowiek, który uratował mi życie raptem parę godzin temu, leżał teraz na podłodze z wielką dziurą w szyi. Cały teren pokryła jego krew i kawałki mózgu z głowy bestii.
To wirus tak na mnie zadziałał? Pozbawił mnie szans, uratowania nowego przyjaciela? A może to było zupełnie co innego? Teraz to nie miało znaczenia. Brat Angie leżał martwy i to była wyłącznie moja wina. Nie byłem w stanie postawić się wirusowi, okazał się silniejszy. Kolejne stracone życie, przez tą jebaną infekcję. Najpierw Sylwia, potem Sara, a teraz Krzysiek. Ten świat pochłonął zdecydowanie za dużo cennych istnień. Usłyszałem nadbiegającą Angie z dołu. Jej krzyk był nie do opisania.